niedziela, 9 listopada 2014

"Wnuczka do orzechów" Małgorzaty Musierowicz, czyli o tym, jak Jeżycjada opuszcza Jeżyce.

Mogłabym tego posta rozpocząć tak: Jeżycjada to fenomen. Od 1977 roku, czyli od wydania "Szóstej klepki" cieszy się nieprawdopodobnym zainteresowaniem, a premiera każdego nowego tomu to wydarzenie, na które czekają tysiące czytelniczek (i czytelników).
Mogłabym też tak: Wnuczka do orzechów to dwudziesty tom cyklu Małgorzaty Musierowicz, w którym spotkamy się - a jakże- z rodziną Borejków.

Ja jednak zacznę z nieco innej strony - bardzo się cieszę, że Małgorzata Musierowicz czyta opinie swoich czytelników - nie tylko te pozytywne. I że stara się, naprawdę bardzo się stara, poprawić błędy i wyjść naprzeciw oczekiwaniom tych czytelniczek, które dość krytycznie podchodzą do ostatnich książek Jeżycjady. Zarzuty, jakie pojawiły się po McDusi, w dużej mierze dotyczyły sposobu kreacji bohaterów. W dużym uproszczeniu: to, jak opisywała ich autorka, nie zawsze było zgodne z tym, jak ci bohaterowie zachowują się na kartach powieści (zainteresowanych odsyłam do bardzo dobrej analizy McDusi na blogu Niezatapialnej Armady). Dlatego nie dziwią mnie próby ratowania reputacji bohaterów.
Autorkę jednak - w moim odczuciu - gubi przywiązanie do jej bohaterów. Z jednej strony ciężko się dziwić - to przecież trzydzieści lat tworzenia ich losów. A z drugiej - no właśnie, przecież to trzydzieści lat, przez które zmienił się świat, a wraz z nim oczekiwania czytelników. Literatura powinna nadążać za zmianami, zwłaszcza zaś ta określana mianem młodzieżowej. Wnuczka do orzechów zaś tak literaturą jest.


Zdjęcie ze strony Małgorzaty Musierowicz www.musierowicz.com.pl/

Tytułową bohaterką jest zupełnie nowa postać. To Dorota Rumianek, mieszkająca wraz z babcią Anną i jej siostrą Wiktoryną ("ciocią-babcią", jak nazywa ją Dorota) gdzieś w pod poznańskiej wsi. Matka dziewczyny jest pielęgniarką, obecnie pracującą w Norwegii, o ojcu wiadomo tyle, że się jako ojciec i mąż nie spisał, i dziewczyny muszą sobie radzić bez niego. Co też całkiem nieźle im idzie - prowadzą między innymi niewielką działalność agroturystyczną.
Dorota, po nijakiej Magdzie z poprzedniej części,  jest bardzo interesującą postacią. Uczy się w szkole przyrodniczej, ma zamiar studiować medycynę, bardzo interesuje się przyrodą. Odznacza się wybitnie poważnym podejściem do domowych obowiązków, nieobce jej powożenie bryczką, wspinanie się na drzewa, smażenie konfitur. Jest energiczna, i tą energią zaraża innych.  Ja jednak odniosłam wrażenie,  że opisując ją, autorka popada w skrajność. Jesteśmy na wsi XXI wieku, tymczasem Dorotka to "hoża dziewoja na długich brązowych nogach, z włosami jak piastowski snopek słomy (...) ubrana dziwacznie i raczej bez pomysłu: w kusą, lichą sukienkę, błyszczące korale oraz ciężkie szpitalne drewniaki. Twarz miała jak wiejskie dziewczyny z obrazów Chełmońskiego (..) tak zwany okaz zdrowia" . Przyznam szczerze, że brakowało mi tylko tego, by Dorotka - jako ta sienkiewiczowska Jagienka - siadając na ławie orzechy rozłupać potrafiła. Wychodzi na to, że kanon urody wiejskiej kobiety,opisany przez Reymonta w Chłopach, nie zmienił się ani trochę. Moje skojarzenie z Chłopami wynika również z tego, że czas w domu Dorotki  stanął w miejscu; jakby żyła w skansenie, gdzie nie ma telefonu stacjonarnego, komórki traci zasięg, a Internet działa tylko szczęśliwym trafem.
Pewnym zbiegiem okoliczności -moim zdaniem bardzo nielogicznym i naiwnym - Dorota gości u siebie Idę Pałys i jej siostrzeńca, Ignacego Strybę. Ignacy jest rodzinnym geniuszem, jak pamiętamy z poprzednich części, namiętnie zaczytującym się w trzech książkach na raz, z których jedną zawsze stanowił Słownik Wyrazów Obcych. Zdał maturę jako najlepszy uczeń w szkole i jest teraz studentem...historii sztuki. No właśnie - czy wybitnie inteligentny nastolatek musi studiować coś tak abstrakcyjnie nienowoczesnego? Nie mógłby wybrać studiów lingwistycznych, międzywydziałowych, interdyscyplinarnych? I dlaczego jedyne, o czym potrafi rozmawiać to poezja. Rozmowy Ignacego z Dorotą brzmi wybitnie nienaturalnie. On jest przerażony jej ignorancją w dziedzinie poezji, ona nie rozumie jego lęku przed przyrodą. I całkiem naturalnie przecież, przerzucają się łacińskimi słówkami. Nawet mnie męczą te ich rozmowy, nie sądzę też, by zainteresowały współczesnego nastolatka. A gdyby tak bohaterowie raz porozmawiali o najnowszym sezonie "Gry o tron"? Albo o muzyce Bednarka czy braci Waglewskich?Ale to, co nowoczesne wydaje się być wrogiem autorki. Nowoczesność i cywilizację dopuszcza  tylko tam, gdzie ma zastosowanie praktyczne  - we "Wnuczce do orzechów" będą to sterowane elektronicznie łóżka dla seniorów  Borejko.

Musierowicz jest ewidentnie zmęczona cywilizacją, dlatego akcję tej powieści umieszcza na wsi - trwają wakacje, młodzież w rozjazdach, a poznańska część rodziny ucieka z Poznania do domu Patrycji i Floriana. Z seniorami, Milą i Ignacym przybywają także ich łóżka a także cały księgozbiór. Na Roosevelta 5 zostaje tylko mąż Gabrieli, który ma zająć się remontem domu. To z jednej strony wnosi powiew świeżości do serii, która przez kilka ostatnich tomów skupiała się na perypetiach córek Gabrieli, i Józefie, synu Idy. O rodzinach Natalii i Patrycji autorka zdawała się zapomnieć.Nadal jednak stanowią one tylko tło, bo najwięcej miejsca wciąż poświęca się Mili i Ignacemu (babcia Borejko wciąż nieustannie truchta i ma ironiczny wyraz twarzy, Ignacy wciąż żongluje łacińskimi sentencjami, w pogardzie mając uwielbienie pana domu do horrorów Stephena Kinga), chociaż głos zyskuje też nowe pokolenie - Jędrek Rojek, mniej więcej dziesięcioletni syn Natalii. Rodzina Borejków z zachwytem odkrywa korzyści płynące z mieszkania poza miastem, a pewne sygnały wskazują na to, że być może już do Poznania nie wrócą.
Dom Patrycji i dom Doroty dzieli mniej więcej dziesięć kilometrów, w tym drugim przebywa Ida z Ignacym na urlopie...I tak oto sielanka trwa, wzmocniona uczuciem, jakie w typowo musierowiczowski sposób rodzi się między Dorotą..a, no właśnie, łatwo się domyślić kim (skoro serce Ignacego wciąż należy do McDusi), ale narrator chce, by to aż do końca powieści było to niespodzianką, więc nie zdradzę. 
Wieś ma zbawienny wpływ na Idę, która w ostatnich tomach została przedstawiona jako impertynencka złośnica, wegetarianka która nie znosi, gdy inni jedzą inaczej.Tutaj, rzucona w sam środek tradycyjnej wsi, rzuca swoje nawyki żywieniowe - zawiesza nawet bycie wegetarianką na rzecz jajecznicy na boczku. Zawsze mi się wydawało, że wegetarianizm to cały styl życia; że nie można go ot tak, po prostu "zawiesić" na miesiąc. A poza tym, czy na wsi wciąż się je tak samo, jak sto lat temu, gdy dzień cały spędzało się pracując w polu?  Dorota, zamiast kopytek odsmażanych na boczku, mogłaby przecież zaproponować swoim gościom krem z warzyw albo sałatkę obficie doprawianą ziołami. Wegetarianizm dziś to nie tylko marchewka i niesmaczne breje ze szpinaku..A już na pewno nie w świadomie prowadzonym gospodarstwie.

Wiele jest absurdów w tej powieści, wiele słabości. Musierowicz stara się wyjść na przeciw oczekiwaniom czytelników wytykających jej błędy, ale te próby zmian rozbijają się o upór autorki, o jej zakochanie w stworzonych postaciach. Próbuje ułagodzić wizerunek Idy, ale jednocześnie każe jej przerzucać się z siostrą angielskimi tytułami książek. Próbuje ratować nadszarpnięty po "McDusi" wizerunek Józefa, ale jego zachowanie względem Agaty (którą zostawia bez wyjaśnień, wyłącza komórkę, a dziewczynie i tak się obrywa od jego rodziny, która nic o niej nie wie, że się na nim "wieszała") wskazuje na to, że nadal pozostaje bucem. Niestety. Wszystko to, wraz z archaicznym przedstawieniem wsi, niechęcią do wprowadzenia nowoczesnych bohaterów, którzy zachowują się normalnie i mają konta na Facebooku, oraz z opisami przyrody żywcem niemal wyjętymi z Nad Niemnem,  wszystko to sprawia, że książkę czyta się źle. Jest miałka, z irytującymi bohaterami. Zupełnie, jakby nie była częścią Jeżycjady, a przeciętną powieścią debiutantki. Chociaż i te potrafią być lepsze.

Książka przeczytana w ramach akcji "Polacy nie gęsi", organizowanej na blogu Myśli i słowa wiatrem niesione
Małgorzata Musierowicz, Wnuczka do orzechów
Wydawnictwo Akapit Press  2014

8 komentarzy:

  1. Oj, czarno to widzę. Zaczęłam, odłożyłam (bo tak!), a teraz powrócę z oporami. Przeczytam książkę, żeby mieć własne zdanie, ale nie jesteś pierwsza, ani jedyna, która Wnuczkę krytykuje. Póki co, Ida trafiła do Dorotki w sposób bardzo naiwny, a moda na wieś w polskiej literaturze mnie zniesmacza. Dlatego, że ja kilkanaście lat swojego dorosłego życia na wsi mieszkałam, jak bohaterki tych sielanek pochodzę z miasta i w żadnej z książek nie natknęłam się na problemy, z którymi borykałam się na owej wsi osobiście.
    Dorotka jest tzw. eurosierotą i jak domyślam się z braku relacji w recenzji, daje sobie z tym doskonale radę. Moje doświadczenie pedagogiczne pokazuje, że w życiu tak różowo nie jest. Młodzi ludzie postawieni w takiej sytuacji cierpią i podejmują bardzo nieprzemyślane decyzje, a potem jest płacz i zgrzytanie zębów. Świetny temat jako wątek, ale chyba autorka go nie wykorzystała.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest najsłabsza z ostatnich Jeżycjad, chociaż jeszcze niedawno myślałam tak o "McDusi". Jest źle, bo dawna Musierowicz przyzwyczaiła nas do pewnego standardu. Dla mnie największa wada nowych tomów serii jest właśnie ich oderwanie od rzeczywistości, jakby autorka nagle osadziła Jeżyce gdzieś w alternatywnym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść.. Ja przeczytałam tylko dwanaście części Jeżycjady i dzięki temu wciąż ją kocham :-)

      Usuń
  3. To szkoda. Młody czytelnik nie znajdzie nic dla siebie i pozostałych tomów nie przeczyta. Z tego co piszesz wynika, że pani Musierowicz utknęła w schemacie, który już jest od dawna nieaktualny.
    Mówi się trudno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli że znowu Musierowicz skacze przez rekina ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak bym byla Malgorzata Musierowicz to juz dawno bym sie wkurzyla tymi nieustannymi krytykami , Jezycjada jest cudowna i nic nie jest perfekcyjne na tym swiecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie oczekuje perfekcji :). Myślę, że Małgorzata Musierowicz niewiele sobie robi z krytyki, tylko pisze tak, jak jej się podoba i jak pisała zawsze. I, jak widać, wciąż ma wiernych czytelników. Nie musisz się zgadzać z krytyką, jeżeli Jeżycjada Ci się podoba.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ależ niech się wkurza! Nie zmienia to faktu, że jako czytelnik czuję się zawiedziona. Szczególnie, że ja też uwielbiam Jeżycjadę.

      Usuń