niedziela, 9 listopada 2014

"Wnuczka do orzechów" Małgorzaty Musierowicz, czyli o tym, jak Jeżycjada opuszcza Jeżyce.

Mogłabym tego posta rozpocząć tak: Jeżycjada to fenomen. Od 1977 roku, czyli od wydania "Szóstej klepki" cieszy się nieprawdopodobnym zainteresowaniem, a premiera każdego nowego tomu to wydarzenie, na które czekają tysiące czytelniczek (i czytelników).
Mogłabym też tak: Wnuczka do orzechów to dwudziesty tom cyklu Małgorzaty Musierowicz, w którym spotkamy się - a jakże- z rodziną Borejków.

Ja jednak zacznę z nieco innej strony - bardzo się cieszę, że Małgorzata Musierowicz czyta opinie swoich czytelników - nie tylko te pozytywne. I że stara się, naprawdę bardzo się stara, poprawić błędy i wyjść naprzeciw oczekiwaniom tych czytelniczek, które dość krytycznie podchodzą do ostatnich książek Jeżycjady. Zarzuty, jakie pojawiły się po McDusi, w dużej mierze dotyczyły sposobu kreacji bohaterów. W dużym uproszczeniu: to, jak opisywała ich autorka, nie zawsze było zgodne z tym, jak ci bohaterowie zachowują się na kartach powieści (zainteresowanych odsyłam do bardzo dobrej analizy McDusi na blogu Niezatapialnej Armady). Dlatego nie dziwią mnie próby ratowania reputacji bohaterów.